Dziś mam dla Was kolejną odsłonę cyklu „Wiedźma kontra wegańskie wypieki i desery”, tym razem z garścią spostrzeżeń odnośnie ciasta kruchego mającego w składzie wyłącznie surowce roślinne.
1. Olej kokosowy może i ma właściwości mniej więcej analogiczne do masła, ale… No właśnie, mniej więcej. Nie znaczy to wcale, że próba użycia go bezpośrednio po wyjęciu z lodówki zakończy się sukcesem :P Olej jest wtedy twardy jak kamień i nijak nie chce się poddawać próbom rozgniatania w palcach czy łączyć z mąką. Żeby się więc nadawał do użytku, musi trochę poprzebywać w chłodzie, ale nie w zimnie. Czyli konsystencja stała, ale nie na tyle, by nie dało się go nabierać łyżką.
2. Zmielone i zalane wrzątkiem siemię lniane powinno zadziałać jak jajko i związać ciasto… Teoretycznie. W tym przypadku zadziało się coś dokładnie odwrotnego – kula wyrobionego wcześniej ciasta po dodaniu siemienia zaczęła się kruszyć. No ale nic to, skoro kilka łyżek wody rozwiązuje sprawę.
I… to by było na tyle, jeśli chodzi o komplikacje ;) Reszta jest banalnie prosta, a gotowe kruche ciastka praktycznie nie różnią się od tych przygotowanych według tradycyjnych receptur. Więc do dzieła!
Ingrediencje:
* 340 g mąki pełnoziarnistej 3 ziarna (pszenna, orkiszowa, żytnia)
* 170 g oleju kokosowego (patrz: wstęp do wpisu)
* 1/2 szklanki cukru trzcinowego
* 1,5 łyżki suszonych kwiatów lawendy
* 1 średnia ekologiczna cytryna
* 1 łyżka siemienia lnianego
* 3-4 łyżki zimnej wody
* 3 łyżki gorącej wody
* szczypta soli Read the rest of this entry